
Dzisiejszy wpis powstał w reakcji na otrzymanego dziś przeze mnie maila, z zaproszeniem do pewnego konkursu. Piszę go przede wszystkim ku przestrodze, dla osób prowadzących blogi lub w jakikolwiek inny sposób budujących swój wizerunek. Na pewno przyda się też osobom rozważającym wzięcie udziału w jakimkolwiek konkursie o podłożu marketingowym.
Odroszczeniacz (ang. disclaimer): Nie chcę być niemiły, więc nie podaję nazwy konkursu ani nazwy firmy będącej jego organizatorem. Posilam się jednak cytatami z otrzymanego maila i regulaminu konkursu jako przykładami. Jeśli w związku z tym organizatorzy konkursu zażyczą sobie podania źródła cytatów, to z chęcią to uczynię. 🙂
Konkurs dla blogerów z branży IT
Na początek opowiem trochę o tym, co w ogóle skłoniło mnie do zainteresowania się tematem. W końcu nie startowałem do tej pory w żadnym konkursie w celu promowania mojego bloga, chociaż takie konkursy odbywają się praktycznie cały czas. Nie śledzę ich, ale wiem że są. Tak naprawdę ten, o którym piszę wyróżnił się na początku tylko jedną rzeczą – trafił do mojej skrzynki mailowej. Kolejny raz, kiedy uczę się doceniać siłę marketingu mailowego.
Przejrzałem wiadomość i doszedłem do wniosku, że to nawet może być coś dla mnie. Warunki udziału w konkursie są bajecznie proste. Trzeba mieć bloga związanego z branżą IT, mieć na nim przynajmniej 6 wpisów, opublikować jeden wpis techniczny i jeden na temat konkursu. Biorąc pod uwagę, że właśnie piszę wpis na temat konkursu, to w zasadzie mógłbym się do niego zgłosić bez żadnego dodatkowego wysiłku. I byłaby to dla mnie fatalna decyzja – ale o tym za chwilę.
W gruncie rzeczy, to najbardziej nie spodobał mi się właśnie warunek zmuszający do pisania o konkursie. Pomyślałem jednak, że ostatecznie mogę pokusić się o trolling i napisać paszkwil o konkursie, a we wpisie technicznym zareklamować konkurencyjną firmę. Ten koncept ma swoje wady, ale daje też jakąś szansę na wygraną. Zwycięzca wyłaniany jest w drodze głosowania, a internety lubią śmieszków. Przeszedłem więc do sekcji o… nagrodach. 🙂
Tam niestety czekało mnie pierwsze rozczarowanie, bo dowiedziałem się tylko tyle, że są. Zero informacji na temat tego jakie to nagrody. Znalazłem jednak link do regulaminu konkursu – postanowiłem w niego kliknąć z nadzieją, że dowiem się czegoś więcej. I wtedy się zaczęło.
Po co ten cały konkurs?
Pierwsze kilkanaście punktów regulaminu wyglądało całkiem normalnie. Informacje na temat organizatora, warunki udziału i opis przebiegu konkursu. Zasmucił mnie tylko nieco zapis, który psuł moją koncepcję paszkwila:
Zgłoszony blog/strona internetowa nie może zawierać treści, które mogłyby (…) pozostawać w sprzeczności z interesem Organizatora.
No ale to jest jeszcze zrozumiałe. W końcu nie po to organizuje się konkurs, żeby pogrążyć własną firmę. To nawet mądrze z ich strony, że dbają o swój interes. Dalsza część regulaminu nie pozostawiała jednak wątpliwości co do prawdziwych intencji organizatorów. O ile swój interes zabezpieczają tam dobrze, to interes uczestników konkursu stoi u nich zdecydowanie na ostatnim miejscu.
Kto ma prawa do Twojego bloga?
Pod koniec części opisującej sprawy administracyjno organizacyjne znalazła się sekcja na temat nagród. Dowiedziałem się tam, że nie przysługuje mi roszczenie o wypłatę ekwiwalentu pieniężnego – czyli, że nagrody będą rzeczowe – ale poza tym zupełnie nic. Drugi raz to samo rozczarowanie. Najlepsze jednak czekało zaraz poniżej.
Kolejna sekcja nosiła tytuł “Prawa autorskie i prawa do wizerunku”. Spodziewałem się tam zapisów chroniących prawa organizatorów i uczestników. I faktycznie, pierwszy punkt zobowiązywał blogerów do tego, żeby nie plagiatowali wpisów. W sumie to martwy zapis, bo nasze prawo też tego zabrania. W kolejnym punkcie znalazło się jednak to:
Z chwilą umieszczenia zgłoszenia Uczestnik udziela Organizatorowi na okres 5 lat od chwili jego przesłania nieodpłatnego, nieograniczonego terytorialnie upoważnienia do korzystania ze zgłoszenia poprzez udostępnianie adresu bloga/strony internetowej (…) wraz z opisaniem jej imieniem i nazwiskiem lub innym oznaczeniem Uczestnika (licencja niewyłączna) w celach związanych z promocją i reklamą produktów oferowanych przez Organizatora.
Dalej była wymieniona długa lista mediów – od ulotek, przez materiały audio i wideo, do plakatów na billboardach – na których może być wykorzystywany blog uczestnika w celu promowania firmy. Czyli przez całe 5 lat, wszystkimi możliwymi kanałami, wszyscy mieszkańcy Ziemi mogliby otrzymywać informację, że blog Bez Kompilatora promuje ich produkty. A ja w zamian za to dostanę… możliwość udziału w konkursie. Gdybym naprawdę miał wycenić taką współpracę, to jestem przekonany, że nie byłoby ich na to stać.
A to jeszcze nie wszystko! Najlepsze zostawiłem na koniec.
Zawsze czytaj regulamin! Bo inaczej możesz stracić… twarz!
Mówiąc szczerze, po przeczytaniu przytoczonego wyżej fragmentu miałem już dość, ale postanowiłem dotrwać do końca. Nie trzeba było długo czekać, żeby trafić na kolejną perełkę. Okazało się, że prawa do wykorzystywania marki bloga to dla nich za mało. Oto cytat z kolejnego punktu:
Poprzez opublikowanie zgłoszenia Uczestnik Konkursu wyraża zgodę na nieodpłatne rozpowszechnianie wizerunku Uczestnika utrwalonego na zgłoszonym blogu/stronie internetowej w celach związanych z promocją i reklamą produktów oferowanych przez Organizatora.
Czyli organizator konkursu może przez pięć lat, bez żadnych ograniczeń wykorzystywać mój wizerunek do promowania własnych produktów. Nawet jeżeli dzisiaj nisko wyceniałbym wartość mojego bloga i marki osobistej (co nie jest prawdą), to w ciągu pięciu lat mogłoby się to bardzo mocno zmienić. Do tego dochodzi fakt, że regulamin nic nie wspomina o tym jakiego rodzaju mogą to być produkty. Jeżeli więc w ciągu pięciu lat firma zmieni profil działalności i zacznie produkować np. leki na hemoroidy, to nadal będzie mogła umieścić w ich reklamie moje zdjęcie i nazwę mojego bloga. Wystarczy, że zdecyduję się na udział w konkursie.
• • •
W sumie nie wiem jak mogę to lepiej podsumować. Nie jestem w stanie wymyślić nic bardziej przemawiającego do wyobraźni niż przytoczone przeze mnie cytaty. Chciałem uświadomić Wam jak niewiele trzeba, żeby na pięć lat zostać zakładnikiem jakiejś firmy. Pozostaje mi życzyć organizatorom konkursu, żeby kiedyś sami wzięli udział w takim konkursie.
Na koniec życzę Wam, drodzy czytelnicy, rozwagi i cierpliwości przy czytaniu regulaminów, i żebyście nigdy nie oddali za bezcen praw do Waszej marki – czy to blogowej, czy też osobistej – jakiejś pazernej firmie.
Trzymajcie się gorąco i do zobaczenia! 🙂
Ktoś miał niezły* pomysł na zdobycie tanich (darmowych?) słupów reklamowych… 😀
* Przytoczone we wpisie fragmenty regulaminu brzmią tak absurdalnie niekorzystnie dla uczestników, że od razu podejrzewałam, że zahaczają o jakieś klauzule niedozwolone lub inne RODO. I po pobieżnym przejrzeniu kilku prawnych wyjaśnień rzeczywiście przypuszczam, że twórcy konkursu byliby w razie czego w sądach na straconej pozycji. Przykładowo: https://www.prawokonsumenckie.pl/pl/kn/klauzule-niedozwolone-3647-xvii-amc-5419-11.
W skrócie, zgoda na wykorzystanie wizerunku powinna dotyczyć konkretów, być udzielona świadomie, a w razie wątpliwości to strona wykorzystująca wizerunek musi udowodnić, że jest do tego uprawniona przez drugą stronę.
Słuszna uwaga, dobrze znać swoje prawa jeżeli już się w coś takiego wpakujemy. Z drugiej strony zastanawiam się ile czasu trwałoby dochodzenie swoich praw przed sądem i czy takie działanie po fakcie i tak nie stawia nas na przegranej pozycji. Jeżeli nawet reklamy wykorzystujące nasz wizerunek zostaną usunięte i być może uda nam się wywalczyć jakąś rekompensatę i przeprosiny ze strony firmy, to nie wymażemy ze świadomości czytelników i potencjalnych partnerów naszego powiązania z daną marką. Wolałbym tego nie testować na własnej skórze.