Za każdym razem kiedy piszę o szkołach, temat cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Pojawiają się też wtedy zazwyczaj różne uwagi dotyczące ich działalności. Sam nieraz twierdziłem, że szkołom w ogólności można zarzucić dużo, ale wśród komentarzy pojawiał się bardzo często zarzut, którego sam nigdy nie podniosłem, ale który co do swojej natury bardzo mnie intrygował – że nie uczą one myślenia.
Zawsze brzmiało to dla mnie jak truizm, bo nie wyobrażam sobie jak miałaby wyglądać proces nauki myślenia, które jest dla nas czymś abstrakcyjnym i nieuchwytnym. Zauważyłem jednak, że wiele osób uważa brak nauki myślenia za realny problem, więc postanowiłem się przyjrzeć temu tematowi nieco bliżej.
Czego nie uczy szkoła?
Myślenie jest jednym z najbardziej fascynujących, ale jednocześnie najsłabiej zrozumianych procesów zachodzących w przyrodzie. Encyklopedia PWN definiuje je jako “świadomy proces psychiczny człowieka, prowadzący do pośredniego i uogólnionego poznania oraz zrozumienia otaczającej go rzeczywistości”. Można to więc w skrócie opisać jako abstrakcyjne poznawanie świata.
Myślenie w tym ujęciu jest naturalną zdolnością człowieka i nikt nie potrzebuje się go uczyć. Prawdopodobnie zresztą trudno byłoby nauczyć myślenia jakiejkolwiek istoty nie mającej takich wrodzonych uzdolnień. Nazywanie myśleniem procesów stojących u podstaw działania tzw. sztucznej inteligencji wydaje się mocno naciągane.
Podejście do sprawy ze strony naukowej nie pozostawia więc złudzeń. Można by to w tym momencie zepchnąć pod dywan i powiedzieć, że problem jest wydumany, ale nie zmienia to faktu, że wiele osób widzi realną potrzebę nauki myślenia. Muszą więc mieć na myśli coś innego, niż myślenie w rozumieniu encyklopedycznym. Tylko co?
Co myślimy gdy mówimy o myśleniu?
Po krótkiej analizie okazuje się, że w mowie potocznej myślenie może mieć wiele różnych znaczeń. Poprzez umiejętność myślenia rozumiemy w wielu przypadkach zaradność, czyli uważamy, że powinien nauczyć się myślenia ktoś, kto sobie z czymś nie radzi. Często przypisujemy brak umiejętności myślenia osobom naiwnym, czyli niemającym umiejętności krytycznej oceny faktów i dającym się łatwo oszukać.
W nieco szerszym kontekście umiejętnością myślenia nazywamy też zdolność do praktycznego wykorzystania wiedzy, czyli realizacji konkretnych zadań na podstawie abstrakcyjnego postrzegania rzeczy, a w ogólności tą definicję możemy poszerzyć do zjawisk niezwiązanych nawet bezpośrednio z procesem myślenia.
W rzeczywistości osobami umiejącymi myśleć nazywamy nieraz po prostu takie, które myślą podobnie do nas, czyli mają zbliżone przekonania i wartości. Czyni to umiejętność myślenia cechą bardzo subiektywną i prowadzi do jaskrawych rozbieżności w ocenie tego, czy ktoś potrafi myśleć.
Przykładem mogą być tu zachowania altruistyczne, które są dla jednych działaniem godnym pochwały i dowodem na umiejętność myślenia, a dla innych są jedynie oznaką naiwności, która jest wręcz jedną z wymienionych wcześniej definicji braku umiejętności myślenia.
Co ciekawe niezależnie od tego, którą z tych definicji przyjmiemy, wszystkie one wydają się zahaczać o jedną i tą samą sferę rozwoju człowieka – szeroko pojęty mindset (miałem trudności ze znalezieniem jednowyrazowego tłumaczenia tego słowa na język polski). Mindset możemy zdefiniować jako zbiór wartości, przekonań i nawyków, które nie mają bezpośredniego związku z wiedzą i umiejętnościami, ale w dużym stopniu rzutują na proces decyzyjny i sposób funkcjonowania człowieka.
Skąd bierze się mindset?
Kształtowanie mindsetu trwa przez całe życie i zaczyna się już od najmłodszych lat. Wzorce które czerpiemy od rodziców, szkolnych kolegów, przyjaciół, znajomych z pracy i bohaterów telewizyjnych seriali składają się na nasz sposób myślenia. Jesteśmy produktem otoczenia i to w jakim otoczeniu się znajdujemy ma ogromny wpływ na nasze życie.
Mindset jest też najtrudniejszym obszarem rozwoju człowieka. O ile nowe umiejętności i wiedzę możemy zdobyć stosunkowo szybko, to zmiana nawyków i przekonań może trwać latami. Wiąże się to w pewnym stopniu ze zmianą naszej osobowości, co jest z natury poza naszą kontrolą i jedyne co możemy zrobić, żeby ten proces ukierunkować jest kontrolowanie wpływu wywieranego na nas przez otoczenie.
Jest to jeden najważniejszych powodów dla których szkoły nie są w stanie nauczyć nas myślenia – po prostu stanowią one bardzo mały wycinek naszego życia, przez co trudno jest im mieć realny wpływ na nasz mindset. Dużo bardziej od samej instytucji szkoły wpływają na nas szkolni znajomi. Jeśli więc nie mamy szczęścia i trafimy do grupy osób mających inne priorytety, to możemy się nawet w takiej szkole skutecznie oduczyć myślenia.
Jak samemu nauczyć się myślenia?
Większość osób pozostawia kształtowanie swojego mindsetu przypadkowi i tak naprawdę trudno jest winić szkoły za taki stan rzeczy. Mogłyby one co prawda budować świadomość tego, w jaki sposób powinna wyglądać tzw. praca nad sobą, ale tą pracę każdy musi wykonać samodzielnie. Nie powinniśmy zresztą chyba wymagać od szkół tak głębokiej ingerencji w nasze życie.
Budowanie mindsetu jest jednym z najbardziej niedocenianych aspektów rozwoju osobistego. Dzieje się tak, ponieważ efekty takiej pracy widać dopiero w długim horyzoncie czasowym. Są one mierzalne w perspektywie od kilku do kilkunastu lat, co jest dla nas często celem zbyt odległym i wolimy skupiać się na rozwijaniu wiedzy i umiejętności, które możemy nabyć w znacznie krótszym czasie.
Mindset ma jednak ogromny wpływ na nasze życie i tak samo ogromnych zmian wymaga nieraz praca nad nim. Nasi znajomi, nasze miejsca, muzyka, filmy, książki – wszystkie te rzeczy z którymi się identyfikujemy i bez których nie wyobrażamy sobie życia, są tak naprawdę źródłem naszego mindsetu. I żeby go zmienić musimy najpierw zmienić te rzeczy. Dzieję się to zresztą nieraz wbrew naszej woli, co daje nam pewną perspektywę na zachodzące zmiany gdy po jakimś czasie spojrzymy wstecz.
Jakie zmiany są potrzebne?
Zmiana znajomych, miejsca zamieszkania, szkoły czy pracy to na ogół decyzja trudna zarówno w podjęcia jak i w realizacji. Często zresztą nasza swoboda w kwestii tych zmian jest bardzo mocno ograniczona. Na szczęście nasze życie nie jest wypełnione tymi rzeczami po brzegi. Poza nimi istnieje jeszcze mnóstwo przestrzeni, która stanowi spore pole do manewru. Więcej niż mogłoby się wydawać.
Ciekawostka statystyczna: przeciętny Polak spędza przed telewizorem ponad cztery i pół godziny dziennie. Pomijając czas przeznaczony na sen, stanowi to ponad 25% pozostałej części doby. Trzy miesiące życia z każdego roku poświęcone na wątpliwej jakości rozrywkę. Jeżeli nie oglądasz tak często telewizji, to możesz wstawić miejsce swoją własną metodę marnowania czasu – gry komputerowe, śmieszne koty, Facebooka, książki o czarodziejach, pijakach czy cokolwiek, co jest dziś w modzie jako wypełniacz jednej czwartej życia.
Kontrolowanie tego, czym się otaczamy w tym czasie to klucz do sukcesu. Dwadzieścia pięć procent każdego dnia to wystarczająco dużo, żeby wywrzeć wpływ na całe nasze życie. Tak naprawdę możemy kontrolować znacznie więcej, ale zagospodarowanie czasu który jest jawnie marnowany przychodzi nam najłatwiej, bo łatwo jest taką zmianę umotywować.
Jak to zrobić?
Tą kwestię pozostawiam jako pracę domową dla osób zainteresowanych. Nie chcę dawać tu żadnych konkretnych wskazówek, bo nie jestem specjalistą od rozwoju osobistego, nie aspiruję do takiej roli ani też nie chcę być postrzegany przez pryzmat tego, co się dzisiaj myśli i mówi na temat szeroko pojętego coachingu i motywacji. Książek na ten temat jest dzisiaj na pęczki, ale też nie polecę żadnej z nich, bo po prostu takich nie czytam.
Chcę jedynie powiedzieć, że w kwestii modelowania swojego otoczenia nie warto się ograniczać. Możliwości są dzisiaj ogromne – dzięki internetowi mamy wszystko na wyciągnięcie ręki i szkoda byłoby tych możliwości nie skorzystać. Jeszcze nigdy nie było tak łatwo zostać członkiem grupy dzielącej wspólne zainteresowania, składającej się z osób rozsianych po całym świecie.
Sam bardzo wiele zawdzięczam osobom, których nigdy w życiu nie miałem okazji spotkać. Części z nich nigdy już nie spotkam, bo ich życie dobiegło końca. Od innych dzielą mnie tysiące kilometrów, a jeszcze inni mieszkają całkiem blisko, ale jakoś nigdy nie było okazji się spotkać. Mimo to traktuję ich wszystkich jak dobrych znajomych – czytam ich blogi, oglądam ich filmy, słucham ich podcastów, a książki ich autorstwa stoją u mnie na najlepszej półce, tuż obok dyplomów, statuetek i medali. To na gruncie ich przemyśleń, wartości i przekonań rodzą się dzisiaj moje najlepsze pomysły. To oni nauczyli mnie myślenia.
• • •
To wszystko co miałem Ci dzisiaj do przekazania. Dziękuję Ci bardzo mocno za przeczytanie tego wpisu. Jeśli chciałbyś (chciałabyś) podzielić się ze mną swoimi przemyśleniami na ten temat, napisz proszę komentarz na dole. Zachęcam też jak zawsze do zapisania się na mój newsletter i zajrzenia na moją stronę na Facebooku.
Dzięki i do zobaczenia! 🙂
Jak to jest z ta matematyka dla programisty? Na codzien w 90% przypadkach wystarczaja podstawy (dodawanie, odejmowanie, mnozenie, dzielenie i ulamki??) Jak to wyglada z twojej perspektywy? Czy w programowaniu przydaje sie tez wiedza z zaawansowanej matematyki i jeszcze np. z fizyki?
To wszystko zależy. Jeśli pracujesz jako typowy programista aplikacji, to na ogół wystarczą Ci mocne podstawy*. Ale jeśli pracujesz w jakimś instytucie naukowym i rozwijasz oprogramowanie na potrzeby symulacji fizycznych, to dobrze by było, żebyś wiedział „trochę” więcej. 😉
* Jako podstawy rozumiem wiedzę na poziomie ukończonej szkoły średniej. Programowanie wymaga umiejętności myślenia abstrakcyjnego, a matematyka dostarcza narzędzia do takiego myślenia. Pewna intuicja matematyczna jest niezbędna. Logika, matematyka dyskretna i rachunek prawdopodobieństwa to narzędzia pracy programistów. Umiejętność dokonywania różnego rodzaju przekształceń i rozumienie pojęć takich jak rząd funkcji, pochodna, całka (nawet bez wzorów – samo zrozumienie koncepcji) prędzej czy później będzie potrzebne.
Osobiście w całej karierze zawodowej miałem okazję wykorzystać wzór skróconego mnożenia dokładnie jeden raz i nawet myślałem, czy by przy tej okazji nie wysłać kartki do mojej nauczycielki matematyki z liceum. 😉 Natomiast logiką i probabilistyką zajmuję się praktycznie co dzień, choć na pewno nie w takim stopniu jak osoby pracujące nad sztuczną inteligencją czy data science.
Takie podstawy na poziomie szkoły średniej w większości przypadków powinny wystarczyć. Wszystko powyżej tego zależy od dziedziny, w której chcesz się specjalizować.
Hej,
Na końcu wspomniałeś o blogach, filmach i książkach osób którym dużo zawdzięczasz, proszę podziel się nazwami blogów, filmów i tytułami książek 🙂
Przewija mi się od czasu do czasu myśl, żeby napisać na ten temat osobny wpis (dostałem nawet o to osobistą prośbę 🙂 ), ale na razie nie mogę się na to zebrać. Taki tekst byłby dla mnie bardzo osobisty – podanie samych tytułów bez kontekstu wydaje mi się mało wartościowe, a wytłumaczenie kontekstu wymagałoby przedstawienia różnych wydarzeń z mojego życia. Muszę wymyślić jak to zrobić, żeby taki wpis był wartościowy, ale nie nosił przy tym znamion autobiografii. W moim wypadku jest na taką zdecydowanie za wcześnie. 😉
Mindset? Mindsetu?
Litości, Robercie.
To się nazywa światopogląd.
Ja na tym blogu zawsze gryzłem się w język, kiedy cisnęły mi się na usta wszechobecne w tej branży makaronizmy. I to pomimo okazjonalnych problemów z tłumaczalnością. Ale różnicy znaczeniowej między mindsetem i światopoglądem nie jestem w stanie przeboleć. Musisz z tym żyć 🙂